Żołnierz Wolności Logo 14-12-1964

Partyzanckie spotkania.



W pierwszej połowie br. „Chłopska Droga” opublikowała list partyzanta Wielkiej Wojny Ojczyźnianej _ Szałwy Babunaszwili. Poszukiwał on polskiego lekarza weterynarii i kilku jego towarzyszy, którzy jesienią 1943 roku  w leżącej w powiecie radomskim wsi Lipa  dopomoglo grupie 20 jeńców radzieckich w Ucieczce z niewoli hitlerowskiej. Po kilku dniach sprawa była właściwie już wyjaśniona. Poszukiwanymi okazali się: doktor weterynarii Tadeusz Podbielski i jego żona Zofia, mieszkający i pracujący obecnie w Międzyrzeczu na Ziemi Lubuskiej oraz Antoni Lipiec – wiceprezes GS w Głowaczowie i Piotr Mikos – kierownik kaflarni w Radomiu.

Odnalezieni po przeszło 21 latach przyjaciele skontaktowali się listownie a w październiku br. małżonkowie Podbielscy bawili  Cchaltubo nad Morzem Czarnym, gdzie Szałwa Babunaszwili jest głównym księgowym wielkiego sanatorium dla górników. Byli nie tylko jego prywatnymi gośćmi, lecz – jak podkreślała tamtejsza prasa – także gośćmi narodu gruzińskiego. Spotkali się z wielką życzliwością. Przyszedł też czas i na rewizytę. I oto 30 listopada, na zaproszenie ZG TPPR i ZboWiD przybyli do Polski Trzej partyzanci i uczestnicy wspomnianej ucieczki: Szałwa Babunaszwili, Szałwa Kobiaszwili i Lewan Gamcelidze.

W towarzystwie państwa Podbielskich odwiedzili oni pamiętne miejsca, spotkali się z załogami zakładów pracy i z młodzieżą szkolną. W przeddzień powrotu do kraju, 12 bm. Spotkali się jeszcze raz z przyjaciółmi w siedzibie ZG TPPR w Warszawie. W spotkaniu tym, któremu przewodniczył członek Rady Państwa, wiceprezes NK ZSL i wiceprzewodniczący ZG TPPR – Józef Ozga-Michalski, wzięli również udział: I sekretarz Ambasady ZSRR w Polsce – tow. Mikołaj Ponomariew, sekretarz ZG TPPR – mgr T. Książek oraz partyzanci walczący w czasie ostatniej wojny. W spotkaniu wziął także Aleksander Smirnow – „Saszka Radist” znany czytelnikom z kasiążki „Barwy walki” generała Moczara. Aleksander Smirnow jest dzisiaj przewodniczącym przodującego kochłozu w obwodzie iwanowskim i przyjechał do Polski na zaproszenie Zarządu głównego TPPR jako zwycięzca konkursu „20 lat PRL” zorganizowanego przez redakcję „Sowietskaja Rosija”. Wspomnieniom i podziękowaniom nie było końca.

Jeszcze raz odżyły wydarzenia sprzed przeszło 20 lat... Historia jest pasjonująca. Zaczyna się ona w 1941 r. Na peryferiach „  Truppen Ubungsplatz Mitte” („Środkowy plac ćwiczeń” – latem tegoż roku  miejsce koncentracji wojsk niemieckich przed napaścią na ZSRR, później miejsce gehenny tysięcy jeńców radzieckich) leżącego między Wisłą a linią kolejową Warka – Radom założyli Niemcy kilka wzorowych majątków zaiemskich. Jednym z nich był Liegenschaft w Lipie. Tu pracował w charakterze pomocnika księgowego (był nim hitlerowiec Klim) Antoni Lipiec, znany w konspiracji pod pseudonimem  „Zygand” – inspektor rejonu BCh. W swej pracy konspiracyjnej kontaktował się on bardzo często z „Łomżą”, miejscowym doktorem weterynarii – Tadeuszem Podbielskim.  W puszczy Kozienickiej coraz częściej dawały znać o sobie oddziały BCh. Napady na hitlerowskie dobra nie należały wtedy do rzadkości. Liegenschaft Lipa otrzymał więc ochronę. Wiosną 1943 roku straż, którą dowodził  feldwebel Rose., uzupełniono grupą gruzinów.  Nie wiadomo kiedy między nimi a Podbielskim i jego małżonką Zofią zadzierżgnęły się  pierwsze nici przyjaźni. Być może sprawił to fakt, że Zofia Podbielska znała dobrze Gruzję z opowiadań ojca. Gruzini nie taili przed nimi myśli o ucieczce. Doktor „Łomża” zaczął więc działać. Na tajemnym spotkaniu z kierownikiem grupy dywersyjnej BCh – Piotrem Mikosem „Ptakiem” omówiono szczegóły ucieczki. Trzeba było działać jednak tak, aby nie narazić na represję polskich pracowników majątku. Był wtedy wrzesień 1943 roku. Okazję do ucieczki stworzył dr Podbielski. Jako weterynarz po prostu wawyrokował o konieczności uboju „chorego” wieprzka z majątkowej chlewni. Na taką okazję czekali taż i Niemcy, potwornie się nudzący się w Lipie. Kolacja gęsto zaktrapiana bimbrem zapowiadała się więc interesująco. Gdy temperatura umiejetnie zaangażowanej biesiady osiągnęła rozrzewniającą wysokość otworzyły się drzwi. Niemcy z niedowierzaniem spoglądali na stojącego w progu Babunaszwiliego z automatem w ręku. Po chwili wszyscy biesiadnicy (Podbielscy także) stali z uniesionymi  rękami i twarzami di ściany. Sala zapełniła się uzbrojonymi Gruzinami , którzy  uprzednio opanowali magazyn broni.  Korzstając z chwili nieuwagi feldwebel Rose  wyskoczył do sąsiedniego pokoju, a stamtąd przez okno do parku. Kilka strzałów położyło kres ucieczce Niemca. Należało się jednak spieszyć. Odchodząc Gruzini nie szczędząc wymysłów zgodnie ze scenariuszem „pobić” Podbielskiego. Była już noc. Za wozem załadowanym bronią, amunicją i prowiantem posuwała się pod przewodnictwem „Zyganda” dwudziestka Gruzinów. Później prowadził ich „Ptak”. Maszerując przez dwie noce przebyli ponad 40 km dochodząc nad Wisłę, gdzieś naprzeciwko Janowca. Tam umówiony przewoźnik przeprawił ich po kolei na drugi brzeg rzeki. Ruszyli dalej w kierunku lasów parczewskich już pod opieką ptrzewodnika z lubelskiego BCh. Tymczasem w Liegenschft Lipa urzędowała żandarmeria. Śledztwo nie wykazało jednak winnych. A w dwa tygodnie później „Łomża” otrzymał kartkę, w której Babunaszwili zawiadomił o powodzeniu przedsięwzięcia...

Wiele mówili na spotkaniu o swych dalszych losach partyzanci gruzińscy. Po ucieczce walczyli jakiś czas w lasach łukowskich i parczewskich. Zawsze spotykali się z pomocą ludności polskiej. Po przeprawie przez Bug dołączyli do radzieckich oddziałow partyzanckich działających w obwodzie brzeskim. Nie był to odosobniony przypadek kontaktów placówek BCh Puszczy kozienickiej z jeńcami radzieckimi. W ciągu 1943 roku umożliwiono ucieczkę kilkunastu grupom jenieckim liczącym ponad 300 ludzi. Walczyli w polskich oddziałach. Tak krzewiły się przyjaźń i braterstwo na ziemi polskiej.


A. Siekierski. Zapisz
rtf
Archiwum dr. Podbielski