Nieznany Świat Logo 8 061991

Ten dziwny, uparty konował. POCZET HEALERÓW POLSKICH



Jest to historia człowieka, który czterdzieści ostatnich lat swojego życia poświęcił niesieniu pomocy ludziom chorym, na których oficjalna medycyna nierzadko położyła krzyżyk. To także opowieść o tym, jak wszechpotężna biurokracja, przywiązana do utartych schematów myślenia, potrafi niweczyć czyjś wieloletni trud i skazywać na środowiskowy ostracyzm.
Pisano o nim wielokrotnie - nic zawsze w sposób przemyślany i odpowiedzialny. Wydrukowany przed 25 laty w „Gazecie Zielonogórskiej" artykuł „Kim jesteś, doktorze P.?", którego autor nie dotrzymał słowa i ujawnił nazwisko oraz adres bohatera publikacji, spowodował, że dom dr Tadeusza Podbielskiego w Międzyrzeczu Wielkopolskim zaczęły oblegać tłumy. Ciężko chorzy ludzie stali pod drzwiami i oknami dzień i noc; błagając o pomoc.  Aplikowane przez dr Podbielskiego preparaty, zawierające mikroelementy przyniosły mu nie tylko rozgłos, ale również ściągnęły na głowę poważne kłopoty. Pewnego dnia - było to przed dwudziestu pięciu laty właśnie - w jego mieszkaniu zjawiła się milicyjna ekipa.
Zarekwirowano ponad tysiąc listów z podziękowaniami od chorych uraz gruby brulion dr Podbielskiego z jego osobistymi notatkami.  Przez kilka miesięcy prokurator i funkcjonariusze MO wychodzili ze skóry, by w stosie korespondencji oraz innych zapiskach znaleźć dowód na to, że prowincjonalny lekarz weterynarii, pomagający bezinteresownie ludziom (pobierał opłatę tylko za preparat) zaszkodził swoim pacjentom, co umożliwiłoby postawienie go przed sądem. Dowodów takich zabrakło. Mimo to prokurator sporządził akt oskarżenia, inicjując serię procesów przeciwko „znachorowi”, któremu zarzucił, że uprawia swoją działalność bez uprawnień przewidzianych ustawą o zawodzie lekarza. Na szczęście sądy okazały w tej sprawie znacznie więcej zdrowego rozsądku i zwykłej ludzkiej wrażliwości.
Zapadły orzeczenia uniewinniające oskarżonego i umarzające w stosunku do jego osoby postępowanie.

Jest w tym losie wiele ze zmagań, jakie stały się również udziałem profesora Tołpy, który poświęcił życie badaniom preparatu torfowego. Ale prof.  Tołpa bliski jest wygranej. Prawda, że gorzkiej, gdyż okupionej latami walki z cudzą zawiścią i urzędową bezdusznością, ale jednak wygranej. Doktorowi Podbielskiemu pozostaje da dziś przede wszystkim wdzięczność chorych uraz wsparcie takich, jak on, entuzjastów ze środowiska lekarskiego. Dla Ministerstwa Zdrowia, dla ekspertów z Komisji Leków pozostaje nadal tylko „sędziwym, upartym konowałem" - jak był ta uprzejmy określić jeden ? resortowych urzędników w prywatnej rozmowie z reporterem przed siedmiu laty. Tak traktowano przez długie lata i traktuje się nadal człowieka, który w 1977 r. na swoje preparaty z mikroelementami określane jako


Jego walka jest walką o tlen. Dr Tadeusz Podbielski, twórca preparatów TP-1 i TP-2.

biogenny stymulator
otrzymał oficjalny patent i stosuje je do dziś z pożytkiem dla chorych.  Wielka przygoda dr Tadeusza Podbielskiego z mikroelementami, a później pasja jego życia, zaczęła się po drugiej wojnie światowej.  Miał w tym czasie za sobą piękną kartę okupacyjną (działał w ruchu oporu, pomagał jeńcom w ucieczkach z obozów). W 1945 r. jako lekarza weterynarii oddelegowano go na Ziemie Zachodnie, by zorganizował tam państwową służbę weterynaryjną. Powiat był rozległy, 70 km z północy na południe i 30 ze wschodu na zachód. Ściągała tu ludność z różnych stron Polski.

Zaobserwował wnet rzecz dziwną i niepokojącą zarazem: w niektórych wsiach bydło nie chciała jeść nawet pięknej trawy, zimą zaś, mimo że po uszy leżało w sianie, chudło i zdychało z głodu. Gdzie indziej za to pożerało nawet badyle i przegniłe szmaty. Wiele zwierząt padała, a stosowanie dostępnych środków nic dawało efektów. Ca gorsza chorowali też na tych terenach ludzie. - Gnębiło mnie to - wspomni po latach. - Zastanawiałem się, jak temu zapobiec. I wówczas przyszło mi do głowy, że tutejszej glebie musi czegoś brakować. W 1950 r., pobrał próbki gleby, trawy, siana i wody.  Badania przeprowadzone w Instytucie Uprawy i Nawożenia w Poznaniu potwierdziły jego przypuszczenia.  W dostarczonych próbkach nie znaleziono kobaltu, brak było też innych potrzebnych pierwiastków. Skłoniło to dr Podbielskiego do podawania bydłu preparatów miedziowych, jednak poprawa nie była zadowalająca. Wreszcie zdobył kobalt - uważany wówczas za środek toksyczny i nie stosowany w lecznictwie. Przygotowany roztwór sprawdził na sobie. Sekundowała mu w tym żona, wierna towarzyszka życia i pracy. Dawka była właściwa!

Zaczął wypróbowywać preparat na zwierzętach. I oto stał się „cud". Konie i krowy,
świnie i owce odzyskiwały apetyt, przybierały na wadze, w przypadku krów wydatnie poprawiła się ich mleczność.
Jednocześnie zaobserwował, że w zagrodach, gdzie chorowały zwierzęta, niedomagali też ludzie, dzieci były opóźnione w rozwoju. Skoro preparat pomagał zwierzętom, dlaczego nie miał pomóc człowiekowi?

Zadecydowały dwa przypadki, które pamięta dokładnie do dziś. Pewnego dnia pojechał na wezwanie rolnika, którego krowa złamała nogę. Badając ją nie po raz pierwszy skonstatował, że zwierzę ma bardzo kruche kości - znaczy w organizmie brakuje wapna i fosforu. Po zrobieniu  „opatrunku” zajrzał do mieszkania, gdzie zobaczył trzymiesięczne chore dziecko, ze zmarszczkami jak u starca, wycieńczone gorączką, wymiotujące. Jego matka uskarżała się od dawna na silne bóle głowy,
występowały też zaparcia. Organizm był najwyraźniej zatruty, brakowało mu elementów niezbędnych do prawidłowej przemiany materii. Powiedział sobie: trudno ryzyk - fizyk i zaordynował mikroelementy TP- 1. Poprawa zdrowia u maleństwa i matki zaznaczyła się już po kilku dniach, a - co ważniejsze - okazała się trwała. Potem leczył mikroelementami psa pewnego wojskowego, który przyprowadził do niego swą sukę z zamiarem jej uśpienia. Miała na sutku guz wielkości gęsiego jaja.  Podbielski zaproponował, by zaczekać ze śmiercionośnym zastrzykiem, dodawać natomiast wyżlicy do wody przez pewien czas dawkę preparatu z mikroelementami. Po tygodniu pies „ożył", a guz wyraźnie zmalał. Pobrany wycinek wykazał, że był to złośliwy nowotwór.

Właśnie wtedy sanitariusze namówili dr. Podbielskiego, by pojechał do ciężko chorej kobiety. Zapis w jej karcie szpitalnej brzmiał: „carcinoma corporis uteri" - rak macicy. Niewiasta nie podnosiła się już z łóżka, cierpiała ostre bóle, głośno jęczała. Wcześniejsze naświetlania okazały się nieskuteczne. Głęboko poruszony nieszczęściem weterynarz, namówił domowników, by w podawanej pacjentce wodzie rozpuszczać pewną dawkę preparatu z mikroelementami. Już po trzech dniach przyjmowania TP-1 chora zaczęła sama wstawać, a bóle rychło ustąpiły. Żyła jeszcze - to wiadomość pewna, dokładnie sprawdzona - 17 lat, intensywnie przy tym zajmując się gospodarstwem.

Jako lekarz weterynarii nie miał prawa leczyć ludzi. Chciał więc sprawę skonfrontować z medycyną, zalegalizować swoją działalność. Miał nadzieję, że uda mu się dopiąć celu, gdyż nie czerpał z niej zysków. Pragnął jedynie, by to, do czego doszedł, służyło człowiekowi. Ale medycyna oficjalna nie kwapiła się z wyciągnięciem ku niemu ręki.

Nic wiedział, jak całą rzecz ruszyć z miejsca. Nawet jego przyjaciel - chirurg uznał sprawę za trudną. Pomógł jednak dotrzeć do Instytutu Onkologii w Warszawie. - Tam odpowiedziano - wspomina dr Podbielski - że nie mogą sprawdzać na pacjentach środka, który nie został zbadany na myszkach, królikach itp. I na tym stanęło.

Potem pojawiła się realna szansa przełamania impulsu. Związane z nią nadzieje były tym większe, że przypadków powrotu do zdrowia - po stosowaniu preparatu z mikroelementami - było coraz więcej. Obserwacje dowodziły na przykład, iż ordynowane przez dr. Podbielskiego sole pierwiastków śladowych korzystnie wpływają na ogólną przemianę materii, okazują się pomocne przy niedokrwistości, schorzeniach przewodu pokarmowego i wielu innych dolegliwościach. W opracowaniu „Korzystne wyniki stosowania mikroelementów u zwierząt i ludzi" wyczerpująco udokumentował i przedstawił szesnaście takich przypadków. Oficjalna medycyna nadal jednak rygorystycznie broniła weterynarzowi wejścia na teren zawarowany jedynie dla niej. 
I właśnie wtedy pojawił się wspomniany cień szansy. Ponieważ wszystkim zgłaszającym się doń chorym z nowotworami dr Podbielski - ordynując swoje preparaty bezwzględnie nakazywał równolegle leczenie w instytucie onkologii, niekiedy wręcz ich do tego zmuszając pod groźbą odmowy udostępnienia mikroelementów (wówczas już powstał drugi preparat TP-2, silniejszy i wzbogacony o kolejne składniki), kilka pacjentek z Gliwic, które wcześniej zawiesiły terapię w tamtejszym Instytucie Onkologii, pod wpływem „znachora" podjęło ją na nowo. Lekarze, do których się zgłosiły, nie potrafili ukryć zaskoczenia. Byli przekonani, że pacjentki te dawno nie żyją (ich teczki były odłożone na półkę). Kiedy zaś usłyszeli o zażywaniu mikroelementów doktora z Międzyrzecza wystosowali do niego list zapraszający do współpracy. Podpisał go ówczesny dyrektor Oddziału Instytutu Onkologii w Gliwicach, dr J. S.
Niestety i tym razem
skończyło się na niczym
Podbielskiego zapewniono wprawdzie o poparciu („Proszę nas, panie doktorze, nie przekonywać do pańskiej metody; my jesteśmy do niej przekonani na przykładzie naszych pacjentek"), jednak sprawa utknęła rychło w martwym punkcie, gdyż uznano, że preparat trzeba najpierw gruntownie zbadać, a klinika miała trudności z otrzymaniem soli kobaltu, miedzi i żelaza w tzw. formie czystej.  W końcu zaś okazało się, iż do przeprowadzenia badań brakuje odpowiednich warunków.
Podobnym fiaskiem skończyła się współpraca z Kliniką Endokrynologiczną Akademii Medycznej w Łodzi, gdzie wstępnie zgodzono się na eksperymenty, a później z nich zrezygnowano.  Niemniej zdarzało się, że preparaty TP stosowano w klinikach.
Np. dyrektor szpitala w Wyrozębach - filii warszawskiego Instytutu Onkologii, gdzie umieszczano beznadziejnie chorych, tak pisał o tym 22 grudnia 19b6 r.: „Jednym z ważniejszych zagadnień w lecznictwie, jeszcze nie rozstrzygniętym, jest kwestia raka. Środki i zabiegi, jakimi w tych wypadkach medycyna dysponuje, są niedostateczne i zawodne, a często nawet niemożliwe do zastosowania.  Nie wolno więc ustępować w poszukiwaniach ratunku dla nieszczęśliwych, opanowanych tą straszną chorobą. (...)  W tej myśli, korzystając z dobrodziejstwa Pana Doktora Tadeusza Podbielskiego, który przedstawił rni lekarstwa jego pomysłu, postanowiłem wykorzystać je dla swoich chorych rakowych, będących w stanie beznadziejnym.  Ponieważ wspomniane preparaty mam dopiero miesiąc w toku badania, nic jeszcze pewnego nie mogę powiedzieć, jednak w dwóch przypadkach chorych rakowych po operacji żołądka i z guzem mózgu zaznaczyła się poprawa.
Za to w dwóch wypadkach owrzodzenia żołądka u chorych z I 5-letnim cierpieniem stwierdziłem znakomitą popraw, graniczącą z wyzdrowieniem i to w bardzo krótkim czasie, ok. 3 tygodni. Badania (...) prowadzić będę nadal."

Z listów do dr. Podbielskiego: „Otrzymałem w lipcu ub. r. komplet roztworów Pana Doktora od kolegi, z którym mieszkałem w jednym pokoju w sanatorium... Byłem bardzo poważnie chory na serce i ciśnienie tętnicze.  Miałem dwa razy wylew krwi... Kilkakrotnie przeszedłem ataki serca, karetka pogotowia zabierała mnie do szpitala.  Leżałem w sali reanimacyjnej. Od czasu, jak używam roztwory TP -1 i TP - 2 nic miałem ani jednego ataku serca, a ciśnienie utrzymuje się w normie."
„Upłynęło już sporo czasu od chwili, kiedy byłam ze swoim mężem i kuzynem u Pana Doktora.  Przyjmujemy preparat i są już duże postępy w naszym zdrowiu, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Pijemy również pokrzywę i słomę owsianą, które zawierają naturalny kobalt.  Będąc u Pana Doktora i widząc jakie procesje chorych Pana nawiedzają, mieliśmy łzy w oczach. Jest Pan szlachetnym człowiekiem i czyni Pan tyle dobrego dla ludzi chorych, którzy potrzebują Pana pomocy" (korespondencja z Kanady).
Z uzasadnienia wyroku sądu wojewódzkiego w sprawie dr Tadeusza  Podbielskiego, oskarżonego o stosowanie niedozwolonych praktyk paramedycznych wbrew ustawie o zawodzie lekarza - wyroku, mocą którego sąd ten oddalił rewizję prokuratora od wcześniejszego orzeczenia sądu powiatowego umarzającego postępowanie:
„W dobie, gdy nie ma jeszcze pewnych i skutecznych środków przeciwnowotworowych, a dany środek jeszcze nie zalegalizowany - pomaga, sąd wojewódzki nie dopatruje się winy oskarżonego, mimo braku uprawnień medycznych (...)  Umarzając postępowanie sąd pierwszej instancji kierował się m.in. tym, że oskarżony działał bezinteresownie, nie żądając zapłaty za stosowane preparaty, ae kierował się pobudkami humanitarnymi, wierząc, że stosowane przez niego leki przynoszą ludziom ulgę, na co miał dowody w postaci licznych listów z podziękowaniami od chorych. Rewizja prokuratora nietrafnie przywiązuje wielką wagę do znajdującego się w aktach opracowania., sporządzonego przez prof. dr med. Jasińskiego, który nie jest w stanie kategorycznie wypowiedzieć się ery stosowane przez oskarżonego pierwiastki śladowe w postaci kobaltu i innych mikroelementów wpływały szkodliwie na zdrowie człowieka. Takiego twierdzenia nie można oprzeć na opinii zespołowej, albowiem z dopisku pod nią wynika, że sprawa stosowania mikroelementów i ich wpływu na wzrost nowotworów jest otwarta i że istnieją podstawy do naukowego badania hipotez T. Podbielskiego. Jeżeli w tej sytuacji aplikowane chorym mikroelementy przynosiły im ulgę (vide zeznania świadków oraz liczne listy dziękczynne, a nawet wystawiane przez lekarzy recepty na specyfiki  produkowane przez oskarżonego) (...), jeśli leczenie tych chorych poparte było doświadczeniami na zwierzętach, to trudno przyjąć, aby w działaniu oskarżonego mieściła się taka doza społecznego niebezpieczeństwa, by wymagało to jego represjonowania.

Wychodzono ze skóry, by udowodnić, że prowincjonalny lekarz
weterynarii może chorym tylko zaszkodzić, a nie pomóc

Trudno także zgodzić się z twierdzeniami rewizji prokuratora, że wysoka szkodliwość czynu oskarżonego wynika r f aktu, iż chorzy, stosując środki aplikowane przez T. Podbielskiego, unikali leczenia szpitalnego.  Właściwością człowieka chorego (...), w dodatku chorego na raka, jest ochrona swojego zdrowia. wszelkimi środkami, jakie są mu dostępne. Skoro do oskarżonego zgłaszali się ludzie nieuleczalnie chorzy i uzyskiwali po stosowaniu jego środka choćby chwilową poprawę, to trudno ocenić postawę oskarżonego jako godną potępienia przez prawo karne. Zwłaszcza, jeśli zważy się, źe oskarżony każdorazowo doradzał chorym korzystanie z leczenia uspołecznionej służby zdrowia, traktując ordynowane przez siebie środki jako czynnik pomocniczy.  Nie czynił on też żadnych starań, by pozyskiwać chorych.
Nie jest jego winą podawanie sensacyjnych wiadomości w prasie zielonogórskiej i poznańskiej, co spowodowało olbrzymi napływ ludzi do oskarżonego , i to nie tylko nieuświadomionych, lecz także osób piastujących wysokie stanowiska naukowe, wojskowe i inne." Ten mądry i dalekowzroczny wyrok, kładący kres represjom, jakim usiłowano poddać dr Podbielskiego,  zapadł w 1968 r.

Czym są zatem w istocie - spytajmy
-mikroelementy dr. Podbielskiego?
Najprościej byłoby powiedzieć, że nie jest to lek, lecz właśnie biogenny stymulator, który wzmacnia obronność organizmu oraz działa hamująco w przypadku infekcji oraz chorób wirusowych (przy żółtaczce zakaźnej wszczepiennej na przykład kuracja trwa przeciętnie kilka tygodni, natomiast - jeśli łączy się to z podawaniem preparatów TP - okres jej można skrócić do 10-14 dni.)
Kiedy dr Podbielski zaczynał stosować swoje preparaty, obserwując jak dzieciom opóźnionym w rozwoju wyrzynały się zęby, cofała łamliwość kości i zaczynały one chodzić, nabrał przekonania, że ma do czynienia z zamkniętym cyklem: gleba - pasza - bydło - pokarm - człowiek.  Od tamtego momentu dzieli go dziś czterdzieści lat. Lat nadziei i wytężonej pracy, podczas których „uderzał" do licznych klinik i sław medycznych, zabiegając o podjęcie kompleksowych badań, które mogłyby potwierdzić skuteczność soli kobaltu. Proponował, by przeprowadzić je m.in. na  terenach, gdzie występuje niedobór kobaltu, aby dodawać go do soli kuchennej, tak jak się to robi z jodem. Usłyszał, że badania nad jodem trwały 20 lat... Ograniczone z natury rzeczy badania laboratoryjne podejmował na własny koszt.
Uzyskane wyniki wskazywały na wpływ śladowych ilości kobaltu na przedłużenie okresu przeżycia myszy obciążonych spontanicznymi nowotworami. Myszy, którym  podawano roztwór soli kobaltowej nie chudły i do końca życia wykazywały normalną ruchliwość. Inne eksperymenty wskazywały, że preparaty dr Podbielskiego wyraźnie  wpływają na procesy oksydo-redukcyjne, na pełniejsze ukrwienie i to „lepszą" krwią, dzięki czemu walka organizmu z drążącą go chorobą, staje się skuteczniejsza.

Na szczególną uwagę zasługują badania preparatów T. Podbielskiego podjęte przed laty w Zakładzie Fizjologii Człowieka Instytutu Nauk Biologicznych AWF w Warszawie.  Podczas nich przeprowadzono doświadczenia na stu pięćdziesięciu myszach.  Gryzonie, którym uprzednio podawano chlorek kobaltowy - po odizolowaniu w szczelnie zamkniętych klatkach żyły czternaście minut, podczas gdy pozostałe tylko dziewięć minut. Podobne doświadczenia przeprowadził dr Podbielski z doc. Stanisławem Grabcem, ówczesnym kierownikiem Pracowni Biochemii i Biofizyki Zakładu Parazytologii PAN. W ich trakcie myszy poddawano dla odmiany działaniu mikrofal a długości dziewięciu centymetrów z magnetronu. Okazało się, że myszy, którym uprzednio aplikowano kobalt, zdychały po kilkunastu sekundach, inne natomiast żyły dwu-, a nawet trzykrotnie krócej. Świadczyło to o wyraźnym wzmocnieniu odporności żywego organizmu po zażyciu kobaltu.

Krótko o samych preparatach TP-1 i TP-2, które wzięły swoją nazwę od inicjałów imienia i nazwiska ich twórcy. Oba podawane są w płynie, w odpowiednim  rozcieńczeniu i określonych dawkach. Ponadto przy schorzeniach  dermatologicznych stosuje się specjalną maść i mydełko, będące uzupełnieniem kuracji. Preparaty płynne można podawać doustnie, a z TP-2 robić również okłady na bolesne miejsca, płukania (np. gardła), inhalacje, lewatywy, irygacje (przy chorobach kobiecych i bezpłodności). Można także stosować delikatne smarowanie, a właściwie masaż „energetyzujący" opuszkami palców.

W początkach lat siedemdziesiątych Tadeusz Podbielski obronił na Wydziale Weterynaryjnym Wyższej Szkoły Rolniczej we Wrocławiu pracę doktorską właśnie z mikroelementów. W niczym nie ułatwiło mu to jednak starań o wprowadzenie jego  preparatów do arsenału środków współczesnej medycyny. Obecnie skończył 89 lat, co siłą rzeczy ogranicza jego aktywność. Nadal jednak na miarę swoich sił i  możliwości stara się wyjść naprzeciw potrzebom cierpiących.

Nie żyjący już profesor Julian Aleksandrowicz, z którym kilkakrotnie rozmawiałam, rezultaty badań dr. Podbielskiego cenił wysoko, czemu zresztą dawał również wyraz w publicznych wypowiedziach.  Uważał je za bardzo istotne z punktu widzenia medycyny ekologicznej, której poświęcił wiele prac. Zaś docent Stanisław Grabiec w wywiadzie zamieszczonym w „Ekspresie Reporterów" (tekst Krzysztofa W. Kasprzyka „Mikroelementy Podbielskiego") zauważył: „Ten jego pierwszy preparat, chlorek kobaltowy, działa równie dobrze jak enzym, który z kolei jest zawsze białkiem.  Ponieważ jednak białko musi być ze swej natury olbrzymią cząsteczką, toteż ulega denaturacji, trudniej przenika (...).  Podczas gdy malutka cząsteczka, jaką jest chlorek kobaltowy, przenika bardzo łatwo i nie tak łatwo ulega zniszczeniu. Zresztą stwierdziliśmy - badając rzecz bardzo nowoczesnymi metodami, nawet emisją fotonową - niezwykle silną aktywację oksydoredukcyjną. Bardzo silną.
Dziwny i uparty weterynarz z Międzyrzecza Wielkopolskiego, jedna z najciekawszych i najbardziej znaczących postaci w historii polskiej medycyny naturalnej - rzece to bezsporna - pomaga ludziom.  Świadczą o tym listy od pacjentów, powiadamiających go o poprawie stanu zdrowia, do których nierzadko załączone są wyniki badań klinicznych.  Oczywiście nie znaczy to, że preparaty TP są „dobre na wszystka". Nie znaleziono, jak dotąd, specyfiku, który stanowiłby panaceum na każdą chorobę.  Z drugiej jednak strony faktem pozostaje, że TP-1 i TP-2 pomogły wielu chorym. Dlatego żal, że okupiona ogromnym wysiłkiem walka o ich oficjalny, leczniczy certyfikat ciągle jeszcze nie dobiegła końca.
P.S. Czytelników zainteresowanych kontaktem z Tadeuszem Podbielskim informujemy, że doktor mieszka w Międzyrzeczu Wielkopolskim przy ul. Staszica 8,
ale na spotkanie należy umówić się wcześniej telefonicznie tel.  24 - 71.

Stopy chorego przed leczeniem i po leczeniu mikroelementami

 




Anna Ostrzycka . Zapisz
rtf
Archiwum dr. Podbielski