Zielony Sztandar Logo 23.11.1982

W gościnie u gruzińskiego partyzanta (2). Reportaż na zamówienie (2)


W Gruzji  przebywałem tydzień czasu. Nie było mowy o zatrzymaniu się w hotelu i wcześniejszym powrocie. Szałwa Babunaszwili zabrał nas (telefonicznie nalegał, żebym przyjechał wraz z żoną) i umieścił w swym nowym, piętrowym domu w Czuneszi. Gospodarz rankiem udawał się własną „Wołgą” do pracy w niedalekim miasteczku uzdrowiskowym – Cchałtubo. Natomiast jego najmłodszy syn, student instytutu metalurgicznego – Szalikó obwoził nas po najbliższych okolicach centralno – zachodniej Gruzji. Tymczasem pani Tina – żona Szałwy i ich synowa Nino dyskretnie czuwały nad częścią kulinarną, wypiekając, gotując i smażąc przeróżne gruzińskie smakołyki. Wieczory spędzaliśmy na rozmowach. Poznałem wówczas pozostałych członków rodziny: syna Timura – inżynier budowlanego, syna Serapina – inżynier przemysłu tekstylnego i jego żonę Lenę, wnuków, kilku sąsiadów i wychowanka Wołodię.

W czasie tych rozmów często powracaliśmy do wydarzeń z okresu minionej wojny. Szałwa Babunaszwili, urodzony w 1919 roku, odbywał akurat służbę wojskową, gdy wybuchła druga wojna światowa. Brał udział w walkach na froncie fińskim, potem odbywał służbę na Łotwie, a już w ki8lka dni po napaści Niemiec hitlerowskich na ZSRR został ranny w walkach pod Lipawą i przewieziony do szpitala wojskowego w Mitawie. Tam zagarnęli go Niemcy.

Przeszedł kilka selekcji i obozów hitlerowskich, w końcu trafił wreszcie do obozu jenieckiego w Majdanku, potem w Białej Podlaskiej.
-To bała prawdziwa katownia – wspomina. – Jeńcy radzieccy ginęli tam tysiącami. Promień nadziei zaświtał, gdy wraz z grupą rodaków wywieziono go do majątku w Lipie, koło Radomia. Tu natychmiast zaczął w zmowie z Nikołajem Nozadze i Teofanem Kunczulią, robić obserwację i obmyślać plan ucieczki. Ten zmysł nie udałby się, gdyby nie pomoc Polaków. (Pisałem o tej pomocy i o samej ucieczce w poprzednim odcinku).

Szałwa Babunaszwili po zakończeniu wojny, w 1946 r. powrócił do swego ulubionego zawodu – księgowego. W przyszłym roku minie 50 lat jego pobytu w Cchałtubo (pochodzi z Batumii) i pracy w tym charakterze. Cchałtubo – to znana w całym Związku Radzieckim miejscowość uzdrowiskowa. Ciągle się zresztą rozbudowuje. Widziałem oddane niedawno do użytku i budujące się kolejne sanatoria oraz inne obiekty lecznicze. Jest to zarazem centrum rejonu )powiatu). Babunaszwili obecnie jest głównym księgowym w dużym sanatorium „Szachtior”

Mógłby już dawno zostawić tę robotę. Jest bowiem inwalidą wojennym II grupy, ma wysoką rentę. Nie widzi jednak siebie bez pracy. Zauważyłem, że często przywozi do domu akta, pracowicie zestawia liczby z pomocą liczydeł, a przed żoną i domownikami tłumaczy się, iż miał właśnie ważną wizytę, ważną rozmowę czy spotkanie i nie zdążył z robotą na czas. Rzecz w tym, że te ważne konferencje są... każdego dnia. Jako znany i  szanowany w całej Gruzji partyzant i kombatant drugiej wojny światowej i jako „Zasłużony buchalter Gruzińskiej SRR” nie może uchylić się ani od prac społecznych, ani od wykonania na czas obowiązków zawodowych.

Przez długie lata Babunaszwilowie mieszkali w skromnych, przydziałowych mieszkaniach w mieście. Dopiero w 1971 r. przenieśli się na stałe do Czuneszi i zaczęli stawiać własny dom. Czuneszi – to rodzinna miejscowość pani Tiny. Babunaszwilowie byli jedynymi z pierwszych, którzy z miasta przenieśli się na wieś. Teraz nie jest to już taką rzadkością. I jako jedni z  pierwszych zaczęli też stawiać – nawet jak na warunki i zwyczaje gruzińskie – okazały dom. Stawiali go z pomocą krewnych i przyjaciół. Takie przysługi w Gruzji świadczy się za darmo, z potrzeby serca. Znaleźli się jednak ludzie zawistni. Posypały się skargi. Dotarły one aż do Komitetu Centralnego KP Gruzji. Kontrolerzy zbadali zarzuty. Szałwię Babunaszwilego wezwano do Tbilisi. Mówi, że przygotował sobie specjalną mowę obrończą. Przewidywał złożenie samokrytyki, że dom buduje rzeczywiście za duży, choć stawiając taki miał na myśli liczną rodzinę. Te niepokoje okazały się przedwczesne. Na tbiliskim posiedzeniu Babunaszwili nie wyrzekł ani słowa. Komisja nie znalazła nawet za kopiejkę takiego materiału, za który nie zapłaciłby. I decyzję przejścia na wieś i budowę – pochwalono. Dziś w samym Czuneszi, nawet po sąsiędzku, widziałem podobne inwestycje.

Wokół domu rozpościera się działka o obszarze 0,5 ha. Zajęta jest ona pod uprawę winogron, kukurydzy, owoców i warzyw. Mimo, że grunt położony jest wysoko i na podłożu skalistym, w klimacie gruzińskim urodzaje i plony są dobre. To przydomowe gospodrstwo uzupełnia jeszcze 1 krowa, 1 cielna jałówka, 4 warchlaki, kilkadziesiąt kur i... pies Dżek.
- Działka ta – mówi mi pan Szałwa – jest podporą naszego gospodarstwa domowego. Korzystają z niej i nasze dzieci, a więc razem trzy rodziny. A i państwo też. Z nadwyżkami nie jeżdżę na rynek. Sprzedaję je poprzez kołchoz. W Tym roku sprzedam około 900 kg mięsa, ponad tonę owoców, sprzedam około 400-500 kg winogron, a ponadto jaja, ser... Jest to mój i żony skromny wkład w realizację programu żywnościowego.

Rocznie małżonkowie uzyskują z niej, jak podali, od 3 do 4 tys. rubli. Te ruble szły dotychczas na budowę i wyposażenie domu. Kołchoz w Czuneszi, jak i inne gospodarstwa w okolicy, specjalizuje się w uprawie herbaty. Czerpie z tego ładne pieniądze. Tyle tylko, że tam, gdzie rośnie  herbata, nie można siać zboża czy pasz. Hodowlę zespołową, z konieczności nie za bogatą ( w Gruzji idzie walka o podniesienie jakości pogłowia), coraz lepiej uzupełnia chów na działkach przyzagrodowych.

Jako weteran wojny i inwalida Szałwa Babunaszwili korzysta z wielu ulg i przywilejów. Kołchoz obrabia mu ziemię bezpłatnie; sprzedaje też paszę po zniżonych cenach. Z tytułu użytkowania ziemi nie płaci żadnych podatków. Za zużycie energii elektrycznej i gazu płaci 50 proc. Raz w roku przysługuje mu bezpłatny przejazd koleją na dowolnej trasie, pozostałe – ze zniżką 50 proc. Komunikację miejską ma za darmo. Raz w roku może skorzystać z bezpłatnego skierowania do sanatorium lub domu wczasowego. Uzyskał rekompensatę – rocznie 240 rubli – z tytułu podwyżki cen benzyny. Zwolniony jest z podatku samochodowego. Ma prawo nabycia samochodu w pierwszej kolejności i właśnie chce z niego skorzystać, bo stara „Wołga”, choć solidna, jest jednak tak naprawdę już sfatygowana. Lekarstwa orzymuje bezpłatnie. Gdyby nie miał, mógłby w pierwszej kolejności uzyskać mieszkanie. Ma prawo do 2 miesięcznego urlopu (1 miesiąc płatny, drugi – bezpłatny). Ma pierwszeństwo w uzyskaniu zatrudnienia. Zakupy przysługują mu bez kolejek. W wydzielonych sklepach może się też zaopatrzyć w towary deficytowe (według listy).

Jak społeczeństwo patrzy na te przywileje? – dopytywałem się. - Ze zrozumieniem – usłyszałem w odpowiedzi. Rzeczywiście, obserwuję to jeżdżąć po ZSRR, ludzie radzieccy z uznaniem i szacunkiem odnoszą się do weteranów i inwalidów wojennych. Ulgi i przywileje uzyskali oni zresztą nie od razu. Ustanawiano je stopniowo – w miarę, jak pozwały na to zasoby państwa. Dodam tu jeszcze, że Szałwa Babunaszwili jako księgowy zarabia 145 rubli miesięcznie. Jako inwalida II grupy otrzymuje 110 rubli renty (10 rubli mniej od przyznanej, ponieważ pracuje). A jego żona – inwalida cywilny II grupy – ma około 70 rubli miesięcznie.

W okresie naszego pobytu w Czuneszi, w bliskiej rodzinie Babunaszwilich przygotowywano się do pogrzebu młodego mężczyzny, który zginął w wypadku samochodowym. W Gruzji w wypadkach ginie sporo ludzi, gdyż skojarzenia wina i gór daje takie właśnie rezultaty. Mówiliśmy więc sporo o obyczajach pogrzebowych i weselnych, o więziach rodzinnych itp. Doszliśmy do przekonania, że Polacy i Gruzini mają wiele cech wspólnych, jak na przykład silny kult zmarłych i długą o nich pamięć. Na jednym z nagrobków, a ściślej – prawie grobowcu – naliczyłem aż 15 portretów zmarłego (w różnych życiowych sytuacjach), w tym niektóre i naturalnej wielkości. Senior Szałwa nie pochwalał ani tej pogrzebowej, ani weselnej rozrzutności, natomiast junior Szałwa bronił obyczajów.

Wesele bywa zwykle raz w życiu, a zmarłemu przyjacielowi można wyrazić uczucia już nie inaczej, jak podczas pogrzebu i na mogile – dowodził. Ta pamięć Gruzinów o dobrych uczynkach jest wprost rozczulająca. Szałwa Babunaszwili do tego stopnia wyraża swą wdzięczność za uratowanie mu życia przez naszych rodaków, ze każdego, choćby pierwszy raz spotkanego Polaka, poczuwa się w obowiązku ugościć przynajmniej śniadaniem lub obiadem. Wiedzą o tym członkowie rodziny i znajomi. I szanują tę zasadę. W rodzinie Babunaszwilich sympatia do Polski przeszła już zresztą na trzecie pokolenie – wnuków. Cała rodzina głęboko też przeżywa to, co wydarzyło się w Polsce.

- Nam jeszcze ciężej niż wam – powiedział senior rodu – bo wy w tym tkwicie, widzicie wszystko jak na dłoni, a my jesteśmy daleko i chyba nie wszystko wiemy do końca. Ale życzymy wam, żebyście jak najszybciej osiągnęli zgodę narodową i wyszli z kryzysu.

Od naszego stałego korespondenta w Moskwie

Eugeniusz Jabłoński Zapisz
rtf
Archiwum dr. Podbielski